Zgłoszenie #881
Mnie i mojej najlepszej przyjaciółce bardzo zależało na biletach na koncert Harrego Stylesa. Byłyśmy gotowe stanąć pod areną, licząc na to, że będzie go słychać na zewnątrz. Na kilka dni przed wydarzeniem, przyjaciółka dzwoni do mnie, cała w emocjach: „Mamy bilety!” – eforia, niedowierzanie, ekscytacja.
W pociągu nie miałyśmy miejsc numerowanych. Spędziłyśmy ponad 3 godziny drogi do Krakowa, siedząc w korytarzu między przedziałami. Ale w dobrym towarzystwie czas szybko płynie; nawet się nie zorientowałyśmy, a byłyśmy na miejscu.
Przed koncertem kupiłyśmy jedzenie na wieczór. W apartamencie jadłyśmy pizzę, popijałyśmy drinki i na zmianę śpiewałyśmy piosenki Harrego. Ubrane na kolorowo, wspaniale umalowane, ruszyłyśmy w stronę areny.
Cudownie było spędzać czas w mieście, widząc tłumy fanów na każdym kroku – na peronie, w tramwajach. Nieustanmie uśmiechałyśmy się pod nosem, nie mogąc wyjść z podziwu, jakie czeka nas przeżycie.
Gdy znalazłyśmy wejście na nasz sektor, grał support. Otwierały się przed nami drzwi do innego wymiaru.
Cały koncert był przeżyciem niemalże kosmicznym; zupełna ciemność, tysiące świateł migających w rytm piosenek. Brak czucia gruntu pod nogami, uśmiech, płacz, okrzyki radości.
Harry sprawił, że nikt nie czuł się samotny. Na tę jedną noc, każdy z nas na arenie, był sobie bliski na specjalny sposób.
Muzyka złączyła tysiące ludzi. Tekst tamtych piosenek, które dotykają wielu ludzi osobnl. Utwory, które na codzień towarzyszą nam w słuchawkach, nagle stały się grupowym przeżyciem. To, co trzymamy w sercach i co nie każdy potrafi zrozumieć, przechodziły przez każdego widza. Wspólnota kolorowych dusz – tak samo kolorowych, jak nasze stroje, jak światła o różnych barwach przypisane do każdego sektora (które zapaliliśmy podczas jednej piosenki).
Po zakończeniu koncertu, obie z przyjaciółką przez długi czas płakałyśmy z nadmiaru emocji. Pod areną została grupa ludzi, która śpiewała piosenki One Direction i otwarzały setlistę Harrego.
Nagrania i zdjęcia z tamtego dnia są wspaniałą pamiątką. Ale żadne z nich nie potrafi uchwycić uczuć, które wywołał koncert. Oprócz tego, dla mojej przyjaciółki był to pierwszy koncert w jej życiu.
Na zawsze pozostanie w nas jako wyjątkowe przeżycie. I teraz za każdym odsłuchaniem albumu „Harry’s House”, nawet w pojedynkę (szczególnie w pojedynkę!) nie będzie to przeżycie jednostki, a przenikające wrażenia wielu ludzi; podobnych do mnie mimo, że wcale się nie znamy.