Zgłoszenie #875
Wybrałam się z mężem w podróż poślubną do Girony. Miasto niewielkie, ale przepiękne. Odwiedziliśmy muzeum Salvadora Dalego w pobliskiej miejscowości, byliśmy nad morzem i piliśmy cudne drinki. Jednak najbardziej z całej wycieczki zapamiętam, jak po całym dniu chodzenia, moje sandały się poddały i kompletnie rozpadły, 3km od hotelu. Dobitnie odczułam wtedy czym jest sjesta, bo idąc półboso, z jednym sandałem dyndającym na słabym paseczku wokół kostki, minęliśmy jakies 15 sklepów z butami – każdy zamknięty, bo Katalończycy mają drzemkę. Wtedy miałam łzy w oczach i poranione stopy, ale dzisiaj, po 2 miesiącach, śmiejemy się z tego i mamy lekcję na przyszłość – jeśli jeszcze kiedyś odwiedzimy Hiszpanię, to tylko z zapasowymi klapkami w plecaku.