Zgłoszenie #852
Kierunek HEL
Mierzeja Helska, Półwysep Helski, Hélskô Sztremlëzna potocznie Hel – długi, wąski i piaszczysty wał, który po prostu trzeba zobaczyć.
Skoro trzeba to jedziemy, ekologicznie, pociągiem wraz z rowerami do Gdyni Głównej , potem przesiadka do pociągu kolei regionalnych i jesteśmy w miasteczku Hel do niedawna praktycznie zamkniętym mieście tylko dla wojska. Od kilkunastu lat może tu przyjechać każdy i powinien. W kolejce do fokarium trzeba zameldować się rano, aby zobaczyć jak te niesłychanie inteligentne zwierzęta, wychowankowie stacji badawczej wykonują różnorakie polecenia trenerów, potem koniecznie na kraniec cypla skąd widać Trójmiasto – zwłaszcza położoną niemal vis-a- vis Gdynię. Krótka kąpiel i w drogą ścieżką rowerową – najpierw koło portu Marynarki Wojennej , aby zobaczyć resztki wsławionego w Kampanii Wrześniowej ORP Wicher. Miłośnicy fortyfikacji powinni skorzystać z licznych prowadzących przez las ścieżek prowadzących do fortyfikacji pamiętających II Rzeczpospolitą, II Wojnę światową i czasy powojenne.
Po kilkunastu kilometrach jazdy jesteśmy w Juracie. Miejscowość już w dwudziestoleciu wojennym była uwielbiana i odwiedzana przez elity, swoją willę miał tu prezydent Ignacy Mościcki oraz ród Kossaków. Dzisiaj przedwojenne domy wypierane są przez kolejne apartamentowce, pozostało też kilka odmów wypoczynkowych z okresu PRL. Na spacerowiczów czeka urocze molo, a dla posiadaczy grubego portfela hotel Bryza położony na wydmach nad samym brzegiem morza. Kąpiel i plażowanie absolutnie konieczne – plaże pomiędzy Juratą a Helem są jedynymi z najszerszych i najpiękniejszych w Polsce.
Po kilku oddechach luksusu dojeżdżamy do Jastarni – niegdyś wsi rybackiej dzisiaj miejscowości, która żyje z wczasowiczów. W Jastarni jest wszystko co potrzebne do szczęścia wczasowiczowi – kawiarnie, restauracje , smażalnie, port, można się nauczyć windsurfingu – dla odważnych wersja kite. Jest tam także mnóstwo miejsc noclwegowych – i dla nas znalazło się miejsce.
Następnego dnia mkniemy ścieżką rowerową wdłuż wybrzeża Zatoki przez Kużnicę do Chałup rozsławionych w dawnych latach piosenką Zbigniewa Wodeckiego teraz mekki dla miłośników windsurfingu i kitesurfingu. W większości mieszkających na kempingach. Cena postawienia przyczepy nad samym brzegiem Zatoki jest zbliżona do ceny hotelu na Lazurowym Wybrzeżu, ale co kto lubi.
Jak ktoś ma dość kitesurfingu jedzie do Władysławowa – miejscowości nazwanej na cześć króla Władysława IV Wazy. Z czasów Wazów pozostała nazwa, bo to miasteczko to miejsce na wakacje dla odważnych. Plotka głosi, że aby zająć miejsce na plaży trzeba pojawić się bladym świtem, żeby zjeść rybę w dobrej smażalni trzeba swoje odstać w kolejce, żeby wynająć pokój blisko morza trzeba to zrobić rok wcześniej . Dla osób poszukujących ciszy i spokoju teren zakazany, dla imprezowiczów ziemia obiecana.
Kolejne wyzwanie to dostać się tam do pociągu, w cztery osoby z rowerami. Okazało się to niewykonalne, więc pojechaliśmy w odwrotną stronę do Helu, a stamtąd statkiem ( zabierają rowery) do Gdańska, Piękne widoki, wspaniały port i możliwość pokłonienia się Westerplatte.
Gdańsk jak zwykle wspaniały przywitał przepiękną pogodą, zeby po dwóch godzinach zrosić turystów solidną ulewą. Wtedy warto odwiedzić Muzeum II Wojny Światowej. Zobaczyć i wiele zrozumieć.
Kolejny nocleg w Gdańsku – Jelitkowie, zwiedzenie katedry w Oliwie wraz z koncertem organowym i do pociągu. Z przekonaniem do zobaczenia za rok.