Zgłoszenie #827

TYTUŁ: MOJA WAKACYJNA TRASA POD DYSTRYBUTOR

Lipcowy słoneczny poranek. Wakacyjna playlista. Wiatr we włosach. Okulary przeciwsłoneczne. Róż na policzkach.

Oficjalnie jechałam do Gdańska na krótki letni wypoczynek od pracy, zaś nieoficjalnie postanowiłam te dni wykorzystać na randki i znalezienie (w końcu) tego jedynego, bo po pierwsze lato sprzyja romansom i zakochiwaniu się, a po drugie tuż przed wyjazdem przeczytałam horoskop, który jasno dawał do zrozumienia, że nad morzem czeka na mnie mój bliźniaczy płomień. Zresztą zawsze chciałam zakochać się na Pomorzu w pięknie opalonym mężczyźnie. No oczywiście byłoby wspaniale, gdyby oprócz opalenizny posiadał również inteligencję i potrafił złożyć kilka zdań naraz.

Jechałam więc ekspresówką S8. Wiedząc, że czeka mnie jeszcze kawał drogi, postanowiłam zajechać na stację paliw, którą namierzyłam po swojej prawej stronie. Nie obchodziło mnie wtedy, że należy podjechać dalej, bo w tym miejscu stoi zakaz wjazdu. Nie potraktowałam tego poważnie. Skręciłam prosto pod zakaz.

I co?

W efekcie centralnie spotkałam się z Policją, która potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie.

Zaklęłam taką wiązanką, że nie miałam świadomości, że znam tyle przekleństw i potrafię wypowiadać je w dosyć skomplikowanych konfiguracjach. Natychmiast spociły mi się dłonie, a pot, który wystąpił na czole spowodował, że spłynął fluid rozświetlający, który nałożyłam przed wyjazdem, aby w słońcu prezentować się jeszcze lepiej. Róż z policzków rozmazał się tak, że wyglądałam jak prosiaczek. Byłam przerażona i spanikowana, że za chwilę policjant przysoli mi taki mandat, że wyrwie mnie z butów, co od razu popsuje mój wakacyjny nastrój.

Policjant wyszedł z radiowozu. Daleko było mu do Hugh Granta, w którym jestem zakochana, ale nie ukrywam, oko było na czym zawiesić. Jednak wtedy nie zawieszałam, bo musiałam szybko znaleźć wytłumaczenie mojego drogowego wyczynu. Policjant pochylił się, spojrzał na mnie z politowaniem, ale zanim zdążył wypowiedzieć słowo, zaczęłam wymachiwać rękami, uderzać nimi o kierownicę i tłumaczyć, że skończyło mi się paliwo. Prawda była taka, że wystarczyłoby jeszcze na spory kawałek drogi. Na całe szczęście w aucie świeciły się kontrolki, które od tygodnia bagatelizowałam, a których mężczyzna nie mógł nie zauważyć. Mężczyzna podumał chwilę i odszedł od mojego auta.

Byłam przekonana, że poszedł po kajdanki, aby mnie skuć i aresztować. Jednak wsiadł i wycofał radiowóz. Przetarłam oczy ze zdumienia, kiedy zobaczyłam, że wspólnie z drugim policjantem, który służył za dodatkowe wsparcie, zaczęli pchać samochód ze mną w środku …UWAGA… pod sam dystrybutor paliwa.

Oniemiałam. Myślałam, że takie sytuacje mają prawo wydarzyć się tylko w komediach. Oczywiście zatankowałam do pełna, a w podziękowaniu za podwózkę, ale tak naprawdę za brak mandatu, nagrodziłam funkcjonariuszy kawką, bo tak szczęśliwie się złożyło, że stacja paliw oferowała kawę z kawomatu COSTA EXPRESS. Policjanci wybrali americano, a ja miałam tak wysokie ciśnienie, że wystarczyła mi mleczna latte.

To wspomnienie wraca do mnie przy okazji startu każdych wakacji. Kiedy opowiadam znajomym tę przygodę z mojej wakacyjnej trasy, wszyscy pukają się w czoło, dlaczego nie spisałam funkcjonariuszy. Rzeczywiście wtedy o tym nie pomyślałam. Miło byłoby przecież wiedzieć, kto wpłynął na to, że zaoszczędziłam na mandacie, a w Gdańsku miałam genialne lato, dużo słoneczka i najlepszy humor. Szalałam na karuzeli i randkowałam bez opamiętania.

ps Męża na Pomorzu do tej pory nie znalazłam 😉