Zgłoszenie #1247
Moja COSTAlacja Lata wydarzyła się przed siedmiu laty, kiedy to z okazji okrągłych 30-tu urodzin zafundowałam sobie całkiem „letnią” podróż życia.
Była iście letnia nie w znaczeniu nijaka tylko dlatego, że pomimo, iż po zewnątrznej stronie brzucha mamy pojawiłam się w zaawansowanej jesieni roku pańskiego 1985 to owe wakacje pamiętne odbyłam właśnie w samym lata rozkwicie.
6 lipca 2015r. wylądowałam w Madrycie, z którego pociągiem do Leon udałam się, a dopiero stąd już „prawidło”, bo na pieszo, po góro-wyżynach, wedle żółtych muszli św. Jakuba na niebieskim tle lub żółtych strzałek, które wyznaczały szlak 18lipca dotarłam do Santiago de Compostella.
Tu trzeba dodać, iż na wspomniane sławetne Camino wybrałam się bez karty SIM, w związku z tym, że chciałam mieć wystarczająco dużo czasu i motywacji, by co dnia samą siebie na randki zabierać. Te randkowanie udawało mi się tylko przez cichy (bo nie znam ani języka hiszpańskiego ani angielskiego) tydzień wędrówki pieszej, ponieważ zaczał mi doskwierać brak bycia w kontakcie (in tacz) nieustającym z najbliższymi mi.
Niby Sanktuarium św. Jakuba miało być moim celem podróży, aczkolwiek do wylotu zostało mi jeszcze 9dni, dlatego nad sam Atlantyk postanowiłam iść. Jak, żem pomyślała, tak też owe pomysły zrealizowałam wędrując najpierw do Muxi, a potem do Finistery, gdzie droga końca świata znajduje się. Tu zatrzymałam się na dłużej, choć dzień w dzień urządzałam sobie przechadzki na Faro Finistery (Latarnia morska) i po plaży to wieczory uwielbiałam spędzać na tarasie alberque, umiejscowionej nad samym akwenem oceanicznym i obserwować jak co i rusz wyłaniają się z niego delfiny… Hmm…Cóż za niezapomniany widok. Ot co!
Poranki także witałam na tarasie, posiłkiem złożonym z kanapki i dwóch napojów: kawy oraz soku pomarańczowego, dlatego też postanowiłam wziąć udział w Państwa konkursie, aby móc zdobyć iPhone 13 pro, a z nim przy boku wrócić na szlak, który „woła”, gdy chociaż raz została postawionana nim zarówno lewa jak i prawa stopa…
Nie, nie wracałam na stopa tylko samolotem, a po niespełna tygodniu w domu wyruszyłam po raz 10-ty na WAPM – tj. warszawską pielgrzymka do Częstochowy, bo kilometrów w stopach mało było mi, więc w rezultacie w przeciągu miesiąca miałam ok. 800km przechodu 🙂