Zgłoszenie #1193
Moja wakacyjna przygoda była spełnieniem marzeń moich i mojego chłopaka. Mieliśmy wspólny cel.
Czy można sobie wyobrazić coś wspanialszego niż środek lipca i miesiąc urlopu? Do tego nad wodą? Z ukochaną osobą?
Zapowiadało się naprawdę niesamowicie, byliśmy w świetnych nastrojach. Po kilkunastu godzinach w podróży pociągami, jesteśmy na miejscu i tylko kilka kilometrów dzieli nas od początku wspólnej wyprawy.
Z dwiema wielkimi siatkami z małymi plecakami i w outdoorowych ubraniach wyglądaliśmy na pewno jak wielcy podróżnicy- przyjaźnie i niegroźnie.
Nie warto dłużej się rozwodzić nad początkiem naszej przygody. Plan był prosty. Wykonanie? Zakręcone jak Wisła. Właśnie Wisła, bo to ona gra tu pierwsze skrzypce, a rolę smyczka pełni nasz kajak i dwa wiosła. Spływ taką rzeką to niesamowita przygoda, jednak i wiele poświęceń, na przykład od kofeiny. Której tak mi brakowało! Mieliśmy co prawda jakąś kawę, ale jak można porównać kawę zrobioną na podróżnej gazówce, z kawą zrobioną przez baristów w kawiarni Costa Coffee! Pogoda nas nie rozpieszczała i ciągle padało. Brakowało nam sił, energii i pysznego czarnego napoju. Aż dotarliśmy do Krakowa! Tam przybiliśmy do brzegu i od razu pobiegliśmy do najbliższej Costy na utęsknioną kawę, która dodała nam sił. To bylo prawdziwe szczęście wypić w końcu coś tak wspaniałego! Nie mogąc się powstrzymać zabraliśmy też kubek na drogę. Dzięki czemu mieliśmy siłę na dalsze pływanie i mimo niesprzyjających deszczy przepłynąć połowę Wisły! ( a dokładniej 510 km w naszym kajaku)