Zgłoszenie #1026
Wakacyjne wspomnienie, którym chcę się z Wami podzielić zaczęło się na długo przed naszym urlopem. Otóż moja obecnie już narzeczona ma urodziny 27 lipca. Długo zastanawiałem jaki prezent jej podarować, żeby podkreślić fakt, iż jest dla mnie najważniejszą osobą na tym świecie i że bardzo ją Kocham.
Pomysł przyszedł szybko, wielokrotnie wspominała, że chciałaby kiedyś polecieć na Malediwy. Często pokazywała mi zdjęcia w Internecie zachwycając się widokami. Miałem tylko jeden problem, jak powstrzymać ją przed rezerwacją wyjazdu na planowany wstępnie na przełom sierpnia i września urlop. Ale udało się 🙂 ! Mówiłem, że jeszcze czas, że może jakieś last minute, a może coś w Polsce nie za granicą i jakoś udało mi się dociągnąć do dnia urodzin. Oczywiście żeby nie było za prosto, wycieczkę kupiłem z wyprzedzeniem, 13 Lipca. Na 5 dni przed Urodzinami dostałem maila z biura podróży z informacją, iż z powodu nie wystarczającej ilości uczestników wycieczka zostaje odwołana. Grunt mi się zawalił pod nogami! Dodatkowo zbliżał się sierpień i zaczęły nasilać się pytania, kiedy w końcu zdecydujemy, gdzie spędzimy urlop. W Panice wymyślałem coraz to nowsze wymówki w stylu – A może Mazury? Przecież nigdy nie byliśmy, jednocześnie wetując ponownie oferty biur podróży. Pomijam już fakt, że za wycieczkę zapłaciłem całość, a biuro podróży zgodnie z regulaminem miało 14 dni na zwrot pieniędzy i w zasadzie czekali do ostatniego dnia. Znalazłem! 25.07 ponownie zarezerwowałem wycieczkę z terminem na koniec Sierpnia. Pozostało utrzymywać moją ukochaną w przekonaniu, że ja chcę na Mazury!
Tyle mówiłem codziennie o tych Mazura, że ostatecznie przyszedł mi do głowy pomysł na żarcik. Otóż spreparowałem rezerwację terminu w jednym z domów wypoczynkowych na Mazurach i zapakowałem to w prezent który moja ukochana znalazła z samego rana w kuchni, gdy szykowała się do pracy. Na końcu rzekomej rezerwacji terminu na Mazurach był tekst drobnym drukiem: ‘Jak już to przeczytałaś, to zajrzyj do czekolady’. W czekoladzie schowałem właściwą rezerwację. Jak to określiła skrajna złość przeszła w stan euforii i radości. Ale nie wiedziała, że to dopiero połowa moich planów.
Kolejne dni mijały nam na planowaniu wyjazdu i uzupełnianiu garderoby i tak m.in. 27.08 trafiliśmy do CH Magnolia, gdzie postanowiliśmy zrobić sobie przerwę pomiędzy zaglądaniem do kolejnych sklepów i wpadliśmy do Costa Coffe na kawę. Zobaczyliśmy informację o konkursie i zasugerowałem Ani żeby zachowała paragon, bo może jeszcze się coś wydarzy co będzie warte opisania. Zapytała, czy coś planuję, uśmiechnąłem się tylko i powiedziałem po prostu zachowaj paragon. Druga niespodzianka jaką szykowałem dla mojej ukochanej to oświadczyny, stwierdziłem, że lepszego miejsca niż słoneczne plaże na Malediwach nie znajdę.
Plan był dobry, po tym jak zalecieliśmy paliło piękne słońce, pogoda była wręcz idealna a ja od razu upatrzyłem niewielki piaszczysty cypelek, który wydał mi się wręcz idealny, żeby właśnie w tym miejscu poprosić moją ukochaną o rękę. Ale stwierdziłem, że poczekam, przecież nie muszę tego robić od razu w pierwszy dzień. Mam jeszcze przecież 7 kolejnych. I w tym miejscu na scenę wchodzi matka natura. Nie wziąłem pod uwagę faktu, że w tym okresie na Malediwach panuje pora deszczowa. drugi dzień pobytu można powiedzieć, że była jedna wielka ulewa, trzeci dzień był pochmurny na przemian z niewielkimi opadami deszczu, za brzydko czekam dalej. Czwarty dzień rano przywitał Nas pięknym słońcem, planowaliśmy popołudniu zrobić sobie kilka ładnych pamiątkowych zdjęć i wówczas chciałem wykorzystać moment na oświadczyny. Okazało się, że pogoda popołudniu uległa znacznemu pogorszeniu. W głowie miałem mętlik, czekać na lepszą pogodę czy nie czekać. A może wrócić do domu z pierścionkiem i oświadczyć się w Polsce. Czekałem dalej. Piąty dzień rano ponownie piękna pogoda zero chmurek niebo było idealne, zero wiatru. Zapadła decyzja po śniadaniu idziemy zrobić zdjęcia. Stojąc na tarasie uświadomiłem sobie, że w końcu się doczekałem. Że to jest ten dzień. Jestem zdecydowany wnieść nasz związek na kolejny etap. Kiedy tak stałem na tarasie i planowałem to co miało wydarzyć się za dosłownie kilka godzin, lekko się wzruszyłem i przyznam szczerze, że łezka czy dwie popłynęły. W tym momencie Ania wyszła na taras i spytała co się stało. Niewiele myśląc rzuciłem, a bo taka piękna pogoda już myślałem, że się nie doczekamy. Poszliśmy na śniadanie, po śniadaniu zabraliśmy aparaty i poszliśmy na plażę robić zdjęcia. W trakcie robienia zdjęć ustawiłem telefon na statywie, poprosiłem, żeby spojrzała w drugą stronę, bo chcę dobrze ustawić kadr w tym czasie szybko i dyskretnie wyjąłem pierścionek z plecaka i wsadziłem go do kieszeni, zabrałem pilot od wyzwalacza, podszedłem zrobiliśmy kilka zdjęć razem, a w pewnym momencie złapałem ją za dłoń, uklęknąłem i zapytałem, czy zostanie moją żoną! To był najcudowniejszy moment w moim życiu, kiedy bez wahania odpowiedziała TAK! I tym o to sposobem aktualnie planujemy nasz ślub 🙂 Wiem też, że kiedyś w przyszłości będę tę historię opowiadał naszym dzieciom!